Czarnogóra! Głównym celem podróży było zdobycie jej najwyższego szczytu – Złej Kołaty (2534 m), położonego w Górach Północnoalbańskich, czy też jak to je nazywają miejscowi „Prokletije” (Góry Przeklęte). Przy okazji odwiedziliśmy też Podgoricę, Kotor, Budvę i Sveti Stefan.
Lot mamy do stolicy Czarnogóry - Podgoricy, która poza specyficznym klimatem i widokami nie oferuje zbyt wielu atrakcji. Po krótkim spacerze i jedzeniu wypożyczamy auto i od razu udajemy się na północny wschód w stronę granicy z Albanią i Kosowem. Przyzwyczajeni do alpejskich tras trochę zapominamy o tym, że te rejony to dzika dzicz i ruszamy ślepo ufając google mapsom. Mijamy parę wiosek, później już tylko pojedyncze domy i chatki, jakiś znak o tym że łańcuchy potrzebne, a następnie kolejny, że trasa nieodśnieżana... przecież to główna droga, damy radę! Aha, prowadzi nas przez przełęcz na 1600 m, gdzie co prawda droga jednak była odśnieżona (a może raczej rozjechana jakimś terenowym autem), ale zaspy po bokach są wysokości samochodu i sięgają od lusterka do lusterka. Całe szczęście wjazd prowadzi południową stroną góry (więcej słońca – mniej śniegu) i jest jako taka przyczepność. Zjazd okazuje się biletem w jedną stronę – sam lód i śnieg, bez możliwości zawrócenia, suniemy niczym bobsleiści, z duszą na ramieniu i albańskim disco w głośnikach. Przynajmniej adrenalinową aklimatyzację mamy za sobą. I tak po kilku godzinach docieramy do wioski Vusanje.
Lot mamy do stolicy Czarnogóry - Podgoricy, która poza specyficznym klimatem i widokami nie oferuje zbyt wielu atrakcji. Po krótkim spacerze i jedzeniu wypożyczamy auto i od razu udajemy się na północny wschód w stronę granicy z Albanią i Kosowem. Przyzwyczajeni do alpejskich tras trochę zapominamy o tym, że te rejony to dzika dzicz i ruszamy ślepo ufając google mapsom. Mijamy parę wiosek, później już tylko pojedyncze domy i chatki, jakiś znak o tym że łańcuchy potrzebne, a następnie kolejny, że trasa nieodśnieżana... przecież to główna droga, damy radę! Aha, prowadzi nas przez przełęcz na 1600 m, gdzie co prawda droga jednak była odśnieżona (a może raczej rozjechana jakimś terenowym autem), ale zaspy po bokach są wysokości samochodu i sięgają od lusterka do lusterka. Całe szczęście wjazd prowadzi południową stroną góry (więcej słońca – mniej śniegu) i jest jako taka przyczepność. Zjazd okazuje się biletem w jedną stronę – sam lód i śnieg, bez możliwości zawrócenia, suniemy niczym bobsleiści, z duszą na ramieniu i albańskim disco w głośnikach. Przynajmniej adrenalinową aklimatyzację mamy za sobą. I tak po kilku godzinach docieramy do wioski Vusanje.
![]() | |||||
Droga do Vusanje |
![]() |
Widok na wioskę i dolinę Ropojana |
Nocleg mamy u lokalsów, powiedzmy w agroturystycznym gospodarstwie. Po przyjeździe czeka na nas kolacja – sery, mięso, warzywa (pierwszy raz mogliśmy spróbować kiszonej papryki), wszystko własnej roboty. Gospodarz bardzo miły i dobrze radzi sobie po angielsku. Zapytany o kilka podstawowych zwrotów w miejscowym języku odpowiadał po albańsku. Pewnie za takowych się uważają, gdyż przez konflikty zbrojne w ostatnich latach na Bałkanach narodowości znacznie się wymieszały i nadal trwają spory o granice (mamy 4 km do Albanii i 20 km do Kosowa). Zmęczeni podróżą idziemy w kimę nastawiając budziki na godzinę... 2:30. Czemu tak wcześnie? Po pierwsze, prognozy na następny dzień zapowiadają pogarszanie się warunków z godziny na godzinę (wiatr i opady śniegu), a po drugie...o tym później.
![]() |
Początek szlaku |
Na początku szlak jest w miarę płaski, prowadzi przez las mijając po drodze jedną górską osadę. Im wyżej tym bardziej biało. Kierujemy się mapą w GPSie, bo oznakowania są zasypane. Z czasem, gdy zaczyna się robić jasno, docieramy do obszernego polja krasowego całkowicie pokrytego już śniegiem. Zaczyna też sypać i wiać. Stąd robi się całkiem stromo i droga prowadzi przez głębokie leje i kotły. Ze względu na zagrożenie zejścia lawin nie można już podążać szlakiem i trzeba samemu wybierać podejścia w najbezpieczniejszych miejscach. Nie jest to łatwe gdyż ostro sypie, wszędzie jest zupełnie biało, ciężko ocenić wysokość pagórków i ich nachylenie. Dookoła pełno jest śnieżnych nawisów i świeżego śniegu.
Idąc tak z kotła do kotła mijamy po drodze jaskinię Ledena pećina (Jaskinia Lodowa). I tu ciekawostka – w jej eksploracji zasłużyli się Polscy speleolodzy od wielu lat działający w tym regionie. O swoich wyczynach opowiadali w tym roku na Kolosach w Gdyni: „Wyprawie zorganizowanej latem 2017 udało się pomierzyć ponad 2640 m nowych korytarzy, w tym dotrzeć do głębokości 696 m w Jaskini Górniczej, dzięki czemu stała się ona najgłębszą znaną jaskinią Gór Prokletije.”
![]() |
Przy jednym z wejść do Jaskini Lodowej |
Idąc dalej docieramy pod przełęcz Preslopi (2039 m) i tu zaczynają się schody (a w zasadzie kończą). Do szczytu jest jakaś godzina drogi i 500 m w górę. Śledząc zdjęcia i opisy przed wyprawą od początku obawialiśmy się tego miejsca. Droga prowadzi pod ogromną północną ścianą Złej Kołaty, później trzeba trawersować stromy żleb wchodząc na zbocze Dobrej Kołaty. Widzimy jak ze skał zsypuje się śnieg i odpadają jego większe kawałki. Nad głowami mamy też kilka pokaźnych nawisów. Iść, nie iść, iść nie iść?
![]() |
Ostatni odcinek w letnich warunkach. Na pomarańczowo miejsce gdzie mniej więcej doszliśmy. |
W głowie odbywa się szybka kalkulacja.
Warunki pogodowe i śniegowe:
Ostro wieje i sypie. Pod stopami czuć świeży śnieg. Z godziny na godzinę robi się coraz cieplej, co osłabia pokrywę. W najgrubszych miejscach jest jakieś 6, 7 metrów śniegu. Opady i wiatr mają się nasilać.
Opcje ratunkowe gdyby coś się stało:
TOPR, GOPR, helikopter? Zapomnijmy. Nie ma tutaj takich służb. Co najwyżej można by zadzwonić do wioski i czekać aż przybiegną. No właśnie...zadzwonić. Zasięgu brak! Od 6 h nie spotkaliśmy żywego ducha i jesteśmy zdani tylko na siebie. Nawet idąc rozdzieleni, gdyby jednemu coś się stało jedyną opcją jest powrót do wioski i przyprowadzenie ratunku, co zajęło by pewnie z 9 h. Słabo.
Cel:
Jak wiadomo żaden nie jest wart najwyższej ceny, ale w zależności od jego rangi granice ryzyka się przesuwają. Góra jest w miarę łatwo dostępna latem, dosyć blisko i w tanim kraju. Nie jest to Islandia, Mt Blanc czy Elbrus i łatwo będzie tu wrócić.
Tyle z „przeciw” a co „za”?
Mamy dużo czasu do zmroku (godzina ok. 9 rano). Jesteśmy dobrze przygotowani technicznie i wyposażeni sprzętowo. Jest ciepło, nie jesteśmy zmęczeni, mamy sporo prowiantu i w zasadzie czujemy się wyśmienicie. Nic tylko piąć się w górę!
Mimo to jednak odpuszczamy.
Warunki pogodowe i śniegowe:
Ostro wieje i sypie. Pod stopami czuć świeży śnieg. Z godziny na godzinę robi się coraz cieplej, co osłabia pokrywę. W najgrubszych miejscach jest jakieś 6, 7 metrów śniegu. Opady i wiatr mają się nasilać.
Opcje ratunkowe gdyby coś się stało:
TOPR, GOPR, helikopter? Zapomnijmy. Nie ma tutaj takich służb. Co najwyżej można by zadzwonić do wioski i czekać aż przybiegną. No właśnie...zadzwonić. Zasięgu brak! Od 6 h nie spotkaliśmy żywego ducha i jesteśmy zdani tylko na siebie. Nawet idąc rozdzieleni, gdyby jednemu coś się stało jedyną opcją jest powrót do wioski i przyprowadzenie ratunku, co zajęło by pewnie z 9 h. Słabo.
Cel:
Jak wiadomo żaden nie jest wart najwyższej ceny, ale w zależności od jego rangi granice ryzyka się przesuwają. Góra jest w miarę łatwo dostępna latem, dosyć blisko i w tanim kraju. Nie jest to Islandia, Mt Blanc czy Elbrus i łatwo będzie tu wrócić.
Tyle z „przeciw” a co „za”?
Mamy dużo czasu do zmroku (godzina ok. 9 rano). Jesteśmy dobrze przygotowani technicznie i wyposażeni sprzętowo. Jest ciepło, nie jesteśmy zmęczeni, mamy sporo prowiantu i w zasadzie czujemy się wyśmienicie. Nic tylko piąć się w górę!
Mimo to jednak odpuszczamy.
![]() |
Widok z pod przełęczy Preslopi. |
![]() |
Odwrót. |
![]() |
Jeden z ułamanych nawisów śnieżnych. |
Bye, bye i see you later Zła Kolato, wrócimy latem. Schodzimy tą samą drogą. Będąc już niżej czujemy wpływ dodatnich temperatur i z każdym krokiem zapadamy się w śniegu, czasami grzęznąc aż po uda. I to właśnie kolejny powód wyjścia o 3, do którego miałem wrócić. Idąc do góry pod stopami był beton, a teraz idzie się gorzej niż wchodziło. Bez szans na podejście gdyby start był np o 7.
![]() |
Po prawej ślady z wejścia, po lewej z zejścia. |
![]() |
Początek szlaku prowadzący przez górską osadę. W nocy było jeszcze bardziej klimatycznie. |
Po powrocie ogarnięcie, odpoczynek, szama, pożegnanie gospodarzy i ruszamy w kierunku Kotoru (już normalną trasą).
Kotor to głównie dobrze zachowane średniowieczne stare miasto (i wszechobecne koty). Architektonicznie przypomina Dubrownik natomiast klimat nam się tutaj o wiele bardziej podoba. Może przez to, że jesteśmy poza sezonem i nie tłoczymy się wśród turystów, a może przez mega widoki na Zatokę Kotorską i otaczające ją góry, które tworzą rzekomo najdalej na południe wysunięty fiord w Europie (a może przez koty?).
![]() |
Strażnik sklepu. |
![]() |
Strażnicy szlaku prowadzącego do twierdzy. |
![]() |
Widok na miasto i Zatokę Kotorską. |
![]() |
Twierdza św. Jana. |
![]() |
Strażnik twierdzy. |
![]() |
Ruiny kaplicy. |
![]() |
Kolejny strażnik. |
O tutejszych atrakcjach dużo napisane jest w przewodnikach. Z mniej popularnych miejsc, które warto odwiedzić, to opuszczony hotel Fjord. Budynek w stylu sanatorium w Gdyni Orłowie albo Zamku w Łapalicach. Zamknięty w 2005 roku przez upadek turystyki w tym regionie spowodowany wojną na Bałkanach.
Kolejnym miejscem które odwiedzamy to Sveti Stefan. Jest to wysepka połączona wąską groblą z lądem, na której mieści się kompleks hotelowy w klimatycznej zabudowie. Wejście na teren tylko z rezerwacją, a ceny pokoi sięgają 3000 euro za dobę. Gośćmi hotelu były takie osobistości jak Marilyn Monroe, Bobby Fischer, Sophia Loren, Kirk Douglas i Claudia Schiffer. Już chcemy opłacać nocleg, ale okazało się, że wejście nie jest dozwolone za sprawą panującego sztormu.
![]() |
Ja nie przebiegnę?! Grażyna, potrzymaj mi browara. |
W drodze powrotnej zahaczamy o Budvę, której uliczki starego miasta były całkowicie zalane przez wdzierające się fale. Tripa kończymy na odkrywaniu nocnego życia w Czarnogórskiej stolicy – Podgoricy, chodząc (jak to mówią lokalsi) „od lokala do lokala” i chłonąc klimat Bałkańskich imprez.
Do zobaczenia latem Montenegro!
To teraz niech Asia założy blog "Party collector" i opisze bałkańską imprezę :D
OdpowiedzUsuń